Strona:Hordubal.pdf/112

Ta strona została skorygowana.

— Na to nawet nie zwróciłem uwagi — rzekł zawistnie Biegl.
— Więc do widzenia, panowie — rzekł doktor oddalając się na elastycznych nóżkach. — A o sekcji dacie mi znać. Prawda?
— Ja się jeszcze rozejrzę po domu — mówi Biegl — a potem moglibyśmy się wybrać do Rybar.
— I cóż wy, Karolku, wciąż jeszcze szukacie? Wciąż wam się chce motywów?
— Dowodów — odrzekł Biegl sucho. — I narzędzia.
— Aha. Więc szczęść wam Boże!
Gelnaj szwenda się po podwórku, podchodzi do płotu i wdaje się w rozmowę z sąsiadką. Drażnił ją tak długo, aż dostał od niej ścierką przez głowę i bukiecik kwiatów. W kącie koło komory skuliła się wystraszona Hafia. Gelnaj uśmiecha się do niej i robi pocieszne miny. Hafia boi się zrazu, a potem i ona zaczyna się uśmiechać. Gdy Biegl po długiej chwili wylazł skądś, ze stodoły czy obory, Hafia siedziała na kolanach Gelnaja i opowiadała mu, że dostanie klatkę dla królików.
— Nic nie znalazłem — mruczy Biegl rozzłoszczony. — Ale ja tu jeszcze wrócę. Co by to było, żebym ja... Czy powiedział pan Geryczowi, żeby nam kazał przygotować wóz do Rybar?
— Już czeka — odpowiedział Gelnaj i klapsem w zadeczek rozstał się z Hafią.
— Więc co pan o tym sądzi, panie Gelnaj?
— Coś panu powiem, panie Biegl — wywodził bardzo poważnie Gelnaj — ja w ogóle nic o tym myśleć nie będę. Po dwudziestu pięciu latach służby ma się takich rzeczy po dziurki w nosie. Mnie się to nie podoba.
— No tak — powiada Biegl tonem znawcy — ale morderstwo to nie bułka za dwa grosze.
— Nie o to chodzi, Karolku — rzekł Gelnaj pojednawczo, kiwając głową. — Tylko, że morderstwo na wsi to rzecz, którą należy traktować jakoś inaczej. Pan jest czło-