Strona:Hordubal.pdf/120

Ta strona została skorygowana.

— Ależ, panie Gelnaj — dziwił się Biegl — pan ma wiadomości jak jaka starsza paniusia. Ja zaś próbuję zrobić sobie logiczny obraz.
— Aha. Ale czy nie możecie, Karolku, zatrzymać go dla siebie?
— Nie, bo ja to sobie chcę uporządkować w głowie przy głośnym mówieniu. Ten cymbał Hordubal ufał Szczepanowi tak dalece, że zaręczył z nim malutką Hafię. Niech no pan powie, przecie to istne średniowiecze, żeby zaręczać małe dziecko.
Gelnaj wzruszył ramionami.
— Ale potem wpadł jakoś na to, że mu się gaździna puszcza, i wyrzucił Szczepana z domu.
Gelnaj odsapnął niezadowolony. — Co też pan wygaduje, panie Biegl! Najpierw Szczepan odszedł od Hordubalów i dopiero potem zaręczył go Hordubal z Hafią. Rozpytaj się pan śród kum po wsi.
— Jakoś mi to nie pasuje — krzywił się Biegl. — Więc jak właściwie są te wszystkie sprawy z sobą powiązane?
— Nie wiem, Karolku, bo nie mam takiego, jak pan to nazywa, obrazu logicznego. To jest sprawa rodzinna a nie żaden jasny wypadek. Gdzież znowu! Nawet nie może być jasny! Pan nie jest żonaty, panie Biegl, więc o tych rzeczach nie ma pan pojęcia.
— Ależ drogi panie Gelnaj, ta sprawa jest przecie jasna jak tabliczka mnożenia. Polana chce się pozbyć gazdy, Szczepan chce się przez ożenek stać panem zagrody. Tych dwoje porozumiewa się z sobą i gotowe. Wczoraj poleciała Polana po Szczepana...
Gelnaj kręci głową. — Znowuż pudełko. Mnie powiedziała Hafia, że wczoraj sam gazda posyłał ją, idź, przyprowadź Szczepana, niech wraca. Ale co mnie to obchodzi! Uważajcie, Biegl, czy nieboszczyk nie miał na szyi woreczka z pieniędzmi?
Biegl wytrzeszczył oczy. — Jakiego znowu woreczka? Nie miał nic.