Strona:Hordubal.pdf/138

Ta strona została skorygowana.

Już nic. Tylko ktoś szedł przez podwórko, a matki nie było. — A kto to szedł? Czy nie wiesz? — Dziewczynka otwiera buzię z wielkiego zdziwienia. — No Szczepan! Z kim by matka wyszła na dwór?
Panuje straszliwa cisza w całej sali, aż ciężko oddychać.
— Zarządzam przerwę! — mówi przewodniczący z wielkim pośpiechem i sam odprowadza Hafię za rączkę. — Jesteś miła dziewczynka — mruczy — grzeczna i mądra. Ale ciesz się, że nie rozumiesz, o co tu chodzi. Przysięgli szukają po kieszeniach, co by tak dać tej miłej Hafii. Tłoczą się koło niej, żeby ją przynajmniej pogłaskać po główce.
— A gdzie Szczepan? — pyta Hafia srebrnym głosikiem. Otyły, solidny Gelnaj przepycha się przez tłum, sapie i przeciska się ku Hafii. — Pójdź, mała, sam odprowadzę cię do domu.
Ale na korytarzach jest pełno ludzi i wszyscy podsuwają dziewczynce, co kto ma: ten jabłko, ten jajko gotowane, ów kawałek placka. Wszyscy ze wzruszenia pociągają nosami, kobiety ją całują i obficie wylewają łzy. Hafia kurczowo ściska gruby palec Gelnaja i sama bliska jest płaczu, ale Gelnaj powiada: — Nie płacz, kupię ci cukierków. — I dziewczątko podskakuje z uciechy.
Rozprawa toczy się dalej, ale czasem zadzierzga się coś w węzeł, który musi rozplątywać kilkoro rąk. Zeznaje Pjosa, zwany Huzarem, potem Aleksa Worobec Metrów i żona jego, Anna, a także żona Kobyły Herpaka. Wszyscy mówią o obecnej tu kobiecie, Polanie Hordubalowej. Ach Boże wszechmocny, ileż ludzie wiedzą o ludziach! Co za sromota! Nie potrzebuje Bóg sądzić, bo ludzie sądzą. Jako świadek zgłasza się niejaki Misio, pasterz. — Podejdźcie, świadku, przysięgać nie potrzebujecie.
— Co?
— Przysięgi nie trzeba, Ile lat macie?
— Co?
— Ile macie lat, Misiu?