Strona:Hordubal.pdf/151

Ta strona została skorygowana.

— Prawda, wielmożny panie. Demetra Wariwodjuka Iwanów córka z Magurycy.
— Widzę, że wam się niedługo powiększy rodzina.
— Ano, jak Pan Bóg da, niech imię jego będzie pochwalone.
— A podoba się wam tu w Krywej?
— Podoba — prawi Mechajł i macha ręką. — Proszę pokornie, gdybym tak mógł wyjechać na robotę do Ameryki, wielmożni panowie.
— Jak Juraj?
— Tak, jak Jurka, Panie świeć nad jego duszą!
I gazda Mechajł odprowadza wielmożnych panów ku wrotom zagrody.


∗             ∗

Wysoki sąd wraca do miasta. Wio, koniki, wio, wieziecie wielkie zdarzenie! Cała wieś wygląda jak jasełka, całkiem jak jasełka.
Przewodniczący pochyla się ku prokuratorowi.
— Jeszcze nie tak późno, panie kolego. Moglibyśmy do wieczora zakończyć tę sprawę. Może nie będzie dzisiaj tyle przemówień, jak wczoraj — — —
Prokurator rumieni się z lekka. — Sam nie wiem, co się wczoraj ze mną stało. Przemawiałem, jakbym był w transie, nie jak urzędnik, ale jak mściciel. Po prostu chciało mi się kazać i grzmieć.
— Było tak, jakbyśmy siedzieli w kościele — mówi przewodniczący z powagą. — Wie pan, ci ludzie na sali wstrzymywali oddech. Dziwny naród. I ja to odczuwałem, że sądzimy coś cięższego od zbrodni, że sądzimy grzech... Chwała Bogu, dzisiaj będzie sala pusta. Nie ma już sensacji, wszystko pójdzie gładko.


∗             ∗

Poszło istotnie gładko. Na pytanie, czy Szczepan Manya winien jest zbrodni morderstwa z premedytacją, popełnio-