Strona:Hordubal.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

i wcale nie jest głosem: — No, wejdźże, ja — zawołam Hafię. — Dobrze, zawołaj, ale naprzód tobie chciałem położyć ręce na ramiona i rzec: — No, Polano, nie chciałem cię przestraszyć. Chwała Bogu, że już jestem w domu. I patrzajcież, jak się zagospodarowałaś: nowe łóżko, wysoko zasłane, stół nowy i ciężki, na ścianie święte obrazy. Ej-że, nawet w Ameryce nie mają lepszych. Podłoga z desek, a w oknie pelargonia. Dobrze, Polano, gazdowałaś! — — Juraj Hordubal cichutko siada na swej walizce. Mądra jest ta Polana i umie sobie radzić. Jak tu wszystko ładnie wygląda! Zgaduję, że ma dwanaście krów, dwanaście, a może więcej. Chwała Bogu, nie na próżno harowałem. Ale ten gorąc tam w szybie, duszko, gdybyś wiedziała, co za piekło!
Polana nie wraca. Jurajowi Hordubalowi jest jakoś smutno i nieswojo, jak takiemu, co sam został w cudzej izbie. Poczekam na podwórku, może by się umyć tymczasem. Ech, zrzucić koszulę i napompować sobie zimnej wody na ramiona, na głowę i włosy, rozrzutnie pryskać wodą dookoła i ryknąć z uciechy, hej! Ale to by nie pasowało chyba, jeszcze nie, jeszcze nie. Tylko trochę wody z żelaznej pompy (stała tu studnia drewniana z żurawiem i ten zimny mrok w głębi, który oddychał taką wilgocią, gdy się człek pochylił nad studnią — a to jest tak, jak w Ameryce, tam miewają takie pompy farmerowie — nosić pełne kubły do obory, poić krowy, aż im się zalśnią nozdrza od wilgoci i zaczną głośno pochrapywać). Juraj zwilża brudną chusteczkę do nosa i ociera sobie czoło, ręce, kark, ach jaki przyjemny chłodek! Wyżyma chusteczkę i rozgląda się, gdzieby ją tu powiesić, ale jeszcze tego nie zrobi, jeszcze nie czuje się tu w domu u siebie, więc mokrą chusteczkę pcha do kieszeni.
— Masz tu, Hafio, swego tatę — słyszy Hordubal i Polana popycha ku niemu jedenastoletnią dziewczynkę o płochliwych, bladoniebieskich oczach.
— Więc to ty jesteś Hafia — mruczy Hordubal w zakłopotaniu (na miły Bóg, dla tak dużej dziewczynki Teddy-