Strona:Hordubal.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

stajnia jednego gatunku — wywodzi Szczepan. — Ale nie wiem, jak wy myślicie o tym, panie gospodarzu...
— No, Polana zna się na tym — mruczy Hordubal z ociąganiem. — A woły ma Polana?
— Na co woły, gospodarzu? — uśmiecha się Manya. — Do roboty w polu wystarczy klacz i wałach. Bydło jest tanie, gospodarzu. Co innego jeszcze hodowla wieprzów. Widzieliście, gospodarzu, jakiego ma gospodyni knura? Sześć macior, gospodarzu, i czterdzieści prosiąt. Za prosięta płacą dobrze, kupcy przychodzą po nie z daleka. Świnie mamy jak słonie, czarne ryje, kopyta czarne...
Hordubal kiwa głową z zastanowieniem. — No a mleko, skąd bierzecie dla nich mleko?
— Od chłopów, panie gospodarzu — śmieje się Manya. — Ej ty, taki owaki, że ci się zachciewa naszego knurka do swojej brudnej świni! Takiego pewno knurka nie ma w całej okolicy. Ile konwi mleka, ile worków kartofli za to dasz? — Tak, panie gospodarzu, nie warto harować, gdy się nie opłaca. Do miasta daleko, sprzedaje się kiepsko. Głupi naród, gospodarzu. Uprawia tylko to, co można zjeść. Niech więc daje, gdy nie umie sprzedać.
Hordubal przyświadcza bez przekonania. Prawda, prawda, tutaj sprzedawało się niewiele, najwyżej gęsi i kury. Juścić dużo się na świecie zmieniło, ale Polana umie sobie radzić, już to jej trzeba przyznać.
— Jak sprzedawać, to sprzedawać — rozumuje Szczepan — ale takie rzeczy, co się opłacają. Któż by tam latał na targ z osełką masła? Po oczach ci widać, że jesteś goły, więc opuść albo idź do diabła!
— A ty skąd będziesz? — zaciekawia się Juraj.
— Z Rybar, z doliny, wiecie gospodarzu?
Hordubal nie wie, gdzie to jest, ale kiwa głową. Tak, tak, z Rybar. Gazda musi wiedzieć o wszystkim.
— Inna kraina, gospodarzu, a jaka równina! Na przykład rybarski moczar — cała tutejsza okolica zmieściłaby