Strona:Hordubal.pdf/36

Ta strona została skorygowana.

Szczepan z ukosa patrzy na Hordubala. — Jeszcze nie wiem.
Dobry człowiek — myśli Juraj z zadowoleniem — dziecko go lubi. Do mnie nie podeszłaby tak, jak do niego. No, nic, przyzwyczai się dzieciak, tylko tyle, że ani słowem nie wspomniała o tych obrazkach, co jej przywiozłem z Ameryki. Należałoby dać coś Szczepanowi, uważa Hordubal i szuka oczami swej drewnianej walizki.
— Masz swoje rzeczy poukładane na ławie — mówi Polana. Zawsze była taka troskliwa, myśli Juraj, i poważnie podchodzi do tej kupki amerykańskiej. — Więc tak, to jest dla ciebie, Hafio, te obrazki i ten Teddy-bear — —
— Co to jest, wujaszku? — pyta Hafia z głębokim westchnieniem.
— To niedźwiedź — tłumaczy jej Manya. — Czy już widziałaś kiedy żywego niedźwiedzia? Tam daleko, w górach, są niedźwiedzie.
— A tyś je widział? — nastaje Hafia.
— Owszem, widziałem. Mruczą tak: mrumru.
— To jest, Polano, dla ciebie — nieśmiało szepcze Hordubal. — To głupstwa takie, ale cóż robić, nie wiedziałem, co by ci... — Juraj odwraca się i szuka czegoś, co by tak można ofiarować Manyi. — A to, Szczepanie — mówi zakłopotany — byłoby może w sam raz dla ciebie: amerykański nóż i amerykańska fajeczka...
— Ach, ty! — zduszonym głosem zawołała Polana, oczy zalały się jej łzami, wybiegła na dwór. No, Polano, cóż ci się stało?
— Grzecznie dziękuję, gospodarzu — kłania się Manya, pokazując w uśmiechu wszystkie zęby, i podaje Jurajowi rękę. Ej, ty, jaką ty masz siłę w ręku! Z tobą byłoby warto wziąć się za bary. No chwała Bogu, odetchnął Hordubal, to wszystko byłoby już załatwione.
— Pokaż mi wujaszku ten nóż — prosi Hafia.
— Widzisz, to jest nóż aż z Ameryki — pyszni się