Strona:Hordubal.pdf/37

Ta strona została skorygowana.

Szczepan. — Wystrugam ci nim amerykańską lalkę. Czy chcesz?
— Ojej, wujaszku — piszczy Hafia z uciechy — ale na pewno!
Juraj uśmiecha się szerokim, szczęśliwym uśmiechem.

VI

Ale nie wszystko jeszcze załatwione, Juraj wie, co i jak trzeba zrobić. Kiedy człowiek wraca z Ameryki, powinien pokazać się w karczmie, przywitać się z sąsiadami i zafundować im gorzałki. Niech wszyscy wiedzą, że wraca nie ze wstydem i z pustymi rękoma. Hej, karczmarzu! Każdemu szklankę, ale żwawo! Czy nie znasz Hordubala i czy nie jestem majner z Ameryki? Niechże się rozejdzie wieść po całej wsi o tym, co powrócił, i niech wszyscy przyjdą po patrzeć na Hordubala. Dawaj, żono, gunię i kapelusz —
— Wrócę, Polano, niedługo, ale idź spać i nie czekaj na mnie — wywodzi Juraj obszernie, a potem okazale idzie przez ciemną wieś do karczmy. Ech, jak swojsko i rozmaicie pachnie wieś: drzewem i krowami, słomą i sianem, tu znowu czuć gęsi, a tam zalatuje rumiankiem i pokrzywami. Nie ma już w karczmie starego Sali Berkowicza. Jakiś rudy Żyd wstaje od stołu i pyta nieufnie: — Pan sobie życzy?
W kącie siedzi jeden, ale kto? Chyba to będzie Pjosa, nieprawdaż, Andrej Pjosa, zwany Huzarem? A ten patrzy na Juraja, jakby chciał krzyknąć: Tyśże to, Juraju? Tak, to ja, Andreju Huzarze, jak mnie widzisz. — Ale nic takiego. Nie zerwał się Pjosa, nie krzyknął, tylko patrzy, a Hordubal, aby pokazać, że jest z tutejszych, pyta: — Czy żyje stary Berkowicz, karczmarzu?
Piegowaty Żyd stawia na stole szklankę gorzałki.
— Sześć lat temu, jako go pochowano. — Sześć lat, ej Pjoso, duży to kawał czasu. Ile zostanie z człowieka po sześciu latach — ile po ośmiu? Osiem lat, karczmarzu, nie piłem gorzałki. Wie Bóg, że czasem byłbym się jej napił —