Strona:Hordubal.pdf/58

Ta strona została skorygowana.

— Co?
— Ile masz lat?
— Tego nie wiem. Na co mi wiedzieć?
— Ba, na co wiedzieć? — westchnął Juraj. — Na co wiedzieć, na przykład, co myśli Polana. Tam na dole człek się tym męczy. Ale tutaj? Myśl sobie, duszko, co ci się podoba. Gdybyś była szczęśliwa, to byś nie myślała. Aż dziw, jakie to wszystko jest dalekie, gdy się jest tutaj. Robi się smutno od tej dalekości. Zdaje się, jakby człek spoglądał na siebie z takiej wielkiej wyżyny i widzi siebie, biegającego po podwórku, rozgniewanego i rozmyślającego, a w gruncie rzeczy jest tylko taką podrażnioną mróweczką, która nie wie, co z sobą zrobić.
Wielki pokój spływa na Juraja, tak wielki, że aż boli w jakiś dziwny sposób. Patrzcie na niego, takie chłopisko, taki wielki drab, a wzdycha i wzdycha pod brzemieniem pokrzepienia. Ale teraz nie chciałby jeszcze wstać i nieść to wszystko na dół, w dolinę. Co to jest: nie chciałby? Nie mógłby! Cicho, cicho leżeć, żeby się wszystko uleżało i uspokoiło. Może należałoby czekać tak w ciągu dni i tygodni, dopóki to wszystko nie zapadnie się w sobie. Niech krążą niebiosa, niech pochyli głowę wół i obwącha sapliwie ludzką twarz, niech się przygląda świstak, czy to kamień tu leży. Tak, to kamień, więc dalej, hyc na niego, siąść na zadnich łapkach i wietrzyć! Z rękoma rozłożonymi leży Hordubal na wznak. Nie ma Hordubala, nie ma i Polany — tylko niebo i ziemia i dzwonienie stad. Rozpływają się obłoki i nic po nich nie zbędzie, nawet tyle, ile zostaje po chuchnięciu na szkło. Myśli wołek, że tyle czeka na niego bieganiny, a to tylko podzwanianie z oddali. Na co wiedzieć, co jest i jak jest? Patrz! I Bóg patrzy. Jakie ogromne oko, a takie spokojne jak spojrzenie bydlęcia. Ten wiatr, to coś, jak gdyby sam czas płynął i huczał. Skąd bierze się go aż tyle? Ale na co to wiedzieć?
Nadchodzi wieczór i Juraj wraca do domu, idzie połoniną i dociera do lasu, idzie sobie lekko i długo. Już wyrów-