Strona:Hordubal.pdf/62

Ta strona została skorygowana.

dzie burza. Śpiesz się, Cyganko, a żywo — Widzisz, widzisz, Polano, coś ze mnie zrobiła!
Cyganka mruczy i rzuca do kociołka po szczypcie czegoś wyjmowanego z worka. Czuć to obrzydliwie, a Cyganka ciągle coś mruczy, potrząsa głową i czaruje szponami. Okropne to jest dla Juraja, chciałby się zapaść w ziemię. To dla ciebie, Polano! Tylko ty, tylko ty! Och, jakiż grzech!
Juraj biegnie do domu, niesie czary i biegnie, będzie burza. W ślad za krową, zwożącą plony z pola, za dreptaniem biegnącego dziecka podnosi się kurz. Spocony Hordubal otwiera furtkę ogrodu i musi przystanąć, oprzeć się o płot. To dla ciebie, Polano. I nagle ze stajni wybiega trzylatek, staje, rży i szybko pędzi ku wrotom.
— O-o-o! — krzyczy Juraj i podnosi przeciwko niemu ramiona. Z domu wybiega Polana.
Koń staje na zadnich nogach, obraca się, pędzi przez podwórko z piersią wypiętą i schylonym zadem, kopiąc kopytam i ziemię.
I Bóg wie, skąd się raptem wzięła Hafia, biegnie przez podwórko ku matce, piszczy ze zgrozy i pada. Krzyknęła Polana, ryknął Hordubal. Och, nogi zdrętwiałe! Czyż nie zdołam skoczyć? A tu znowu biegnie Manya, białe rękawy wiewają na wietrze, koń stanął dęba, a w jego grzywie wisi chłop. Koń szarpie nim, ech, nie strząśniesz go, koniu, wpił się w twą szyję jak dziki kot. Koń odskakuje, podrzuca łbem i zadem na przemian. Bęc! Manya leci ku ziemi, ale trzyma się grzywy, klęczy i ciągnie konia ku ziemi. I teraz dopiero rozwiązały się nogi Hordubala, więc biegnie po Hafię. Koń wlecze Manyę przez podwórko, ale Szczepan opiera się piętami i ciągnie go za grzywę. Hordubal przyciska dziecko do piersi i chciałby je zanieść w miejsce bezpieczne, ale zapomina o wszystkim dla widoku, jaki ma przed sobą w człowieku i zwierzęciu. Polana z rękoma na sercu patrzy — — Nagle Manya zaśmiał się przejmującym