Strona:Hordubal.pdf/64

Ta strona została skorygowana.

A burza tuż! Burza jak koń oszalały: kopytami krzesze iskry i rży. Już ty nie skoczysz, by złapać konia za grzywę! Nogi nie pytają i same się wahają. Nie skoczysz z jasnym okrzykiem, ale Szczepan owszem. Tfy! Wstrętne są czary cygańskie, że aż ogierek się rozpala i takie różne rzeczy się stają. A tobie się zdaje, że to Polana. To czemu ty sam nie skoczyłeś ku koniowi? Patrzyłaby Polana z rękoma na sercu i z oczyma — jak nigdy.
Juraj mruga i nawet nie czuje na karku ciepłych kropel deszczu. Niebo się rozrywa, słychać grzmoty i łoskot, Hordubal żegna się automatycznie i nie może ustać na miejscu. Jeszcze nie pójdzie, naprzód trzeba wylać między pokrzywy czary Cyganki. A potem szybko pod strzechę drwalni i patrzeć, jak szaleje burza.

XII

Gdzieżby mógł być? Wlazł za stodołę i rozmyśla. Na przykład myśli tak: dajmy na to, że jestem stary. Ale bardzo proszę, co to znowu takiego? Żyjesz z dnia na dzień, dziś tak samo jak wczoraj i nagle — stary! Jakby na ciebie czary rzucono. Już nie schwytasz spłoszonego konia za grzywę, nie pobijesz się w karczmie. Zamiast chwytać konia, podnosisz — dziecko. Być może, że dawniej byłbym chwytał konia. I żebyś wiedziała, kiedyś pobiłem się nawet w karczmie, chwalebnie się pobiłem z Geryczem. Zapytaj Wasyla, Polano. I nagle — stary! Polana nie jest stara.
Ale niechby sobie był i stary. Dobrze i dziecko podnieść. Ech, Polano, mógłbym ci pokazać, na ten przykład, jaki ze mnie gazda. Mogłabyś sobie żyć jak szlachcianka, dziewki posyłać do roboty i tylko rozkazywać. Hej, Maryka, kurom ziarno syp, a żwawo! Aksenia, daj krowom wody! Prawda, że mi skradli trzy tysiące dolarów, ale mam jeszcze siedem set, można by zacząć to i owo. Tak, duszko, nie na próżno byłem w Ameryce. Młody, niemłody, przynajmniej pozna-