Strona:Hordubal.pdf/71

Ta strona została skorygowana.

ale pobili mnie w karczmie. Za co mnie pobili? E, tak sobie, duszko, z uciechy, żartem mierzyliśmy się siłą z Fedeleszem Gejzą.
— A wiesz ty, Wasylu — opowiada Juraj z jakimś wesołym ożywieniem — i w Ameryce miałem taką walkę. Rzucił się na minie jeden majner z młotem. Niemiec był, zdaje się, ale ci inni odebrali mu młot i otoczyli nas kołem, a teraz bij się jeden z drugim gołymi rękoma. Ej, Wasylu, dostałem ja wtedy zdrowo po łbie, ale Niemca zmogłem. I nikt się nam w to nie mieszał.
— Ty, Juraju — z wielką powagą mówi Gerycz — nie chadzaj tu teraz do karczmy, bo znowu będzie bijatyka.
— Czemu? — dziwi się Hordubal. — Przecie ja im w drogę nie wchodzę.
— No tak — wymijająco mówi starosta — ale z kimś się muszą zawsze pobić. Idź spać, Juraju, a jutro — odpraw tego parobka.
Hordubal się zasępił. — Co ty mówisz, Geryczu? Co, i ty się wtrącasz do moich spraw?
— Na co ci parobek z cudzej wsi — zawraca Wasyl. — Idź już, idź, Juraju, do łóżka. Ech, Juraju, Polana nie warta tego, żebyś się o nią bił!
Hordubal stoi jak słup i mruga. — To i ty jesteś taki — podły jak oni! — zdobył się wreszcie na słowo. — Nie znasz Polany, ty — — — Ja tylko ją znam, a tobie zasie! Żebyś mi się nie ważył...
Wasyl kładzie mu rękę na ramieniu. — Juraju, osiem lat mamy ją na oczach.
Hordubal wyrwał mu się gwałtownie. — Idź, idź, Geryczu, bo — — — Póki życia mojego, jak Bóg nade mną, nie chcę cię znać, choć byłeś najlepszym moim przyjacielem!
I nie odwracając się już, idzie Hordubal niepewnym krokiem do domu. Gerycz odsapnął tylko i długo po cichu klął w pustkę nocy.