Strona:Hordubal.pdf/75

Ta strona została skorygowana.

ryki, jak się strzela z rewolweru. Patrzaj! Wyjmuje z kieszeni zamknięty nóż i rzuca go na ziemię. Manya wtyka ręce do kieszeni i nie spuszcza oczu z gospodarza.
Ręką wsparł się Hordubal o drabinę wozu i z góry patrzy na Manyę. Co ja tu teraz, dobry Boże, co ja mam z nim począć?
Nawet Hafia nie wie, jak to się skończy, i wytrzeszcza oczy to na ojca, to na Szczepana.
— No, Hafio — mruczy Hordubal — rada jesteś, że przyszedł do ciebie Szczepan?
Dziewczynka nie odpowiada, tylko oczy zwraca ku Manyi.
Hordubal w zakłopotaniu głaszcze się po karku. — Czemu siedzisz? — mówi powoli. — Daj koniom wody.

XVI

Idzie prosto do komory i kołacze do drzwi: — Otwórz, Polano!
Drzwi się otwierają i na progu staje Polana — jak cień.
Hordubal siada na skrzyni z rękoma opartymi na kolanach i patrzy w ziemię. — Manya wrócił — powiada.
Polana nic, tylko szybko oddycha.
— Były jakieś plotki — mówi Juraj półgłosem — o tobie i... parobku. Dlategom go odprawił. — Hordubal zasapał z niezadowolenia. — A ten głupiec wraca. Tego tak zostawić nie można, Polano.
— Dlaczego? — wyrwała się z wielką skwapliwością Polana. — Z powodu tych głupich plotek?
Hordubal poważnie przyświadcza kiwnięciem głowy. — Z powodu tych głupich plotek, Polano. Nie mieszkamy na pustyni. Szczepan, to chłop, może się plotkarzom sam obronić. Ale ty, ech, Polano, jestem przecie bądź co bądź twoim mężem, przynajmniej przed ludźmi. Tak się rzeczy mają.