Strona:Hordubal.pdf/92

Ta strona została skorygowana.

Mam w woreczku tyle pieniędzy, że i pół twojej zagrody mógłbym kupić. Nie trzeba od razu pyskować na każdego. Powoli wlecze się Hordubal do domu. Ale co tam robić? Tylko tak, żeby przejść przez te góry, bo cóż robić na obczyźnie?
Juraj siedzi na skraju lasu koło gruntu Warwaryna. I tutaj słychać dzwonienie stad. Chyba z Legockiego chutoru. Co też porabia Misio w górach na połoninie? W dolinie widać potok, a nad potokiem stoi kobietka. Juraj mruży oczy, żeby lepiej widzieć. Tak jakoś podobna do Polany... Ale skądże znowu! Gdzieby tu Polana! Z takiej dalekości każda baba mogłaby być podobna do Polany. A z lasu biegnie czarne chłopisko. — — — To nie Szczepan — miarkuje Juraj. Jakże mógłby Manya nadejść z tej strony? Czarny przystaje koło kobiety i rozmawia z nią. Że też mają sobie tyle do powiedzenia — dziwi się Hordubal. Widać jakaś dziewczyna i jej chłopak z innej wsi pewno, z Legoty albo z Wołowego Polja. Spotykają się potajemnie, żeby go wiejskie chłopaki nie sprały. A ci stoją precz i gadają. No, gadajcie sobie, ja nie patrzę. Słońce jest już nad Menczulem, niedługo będzie wieczór. A tych dwoje tam wciąż jeszcze stoi i gada. Trzeba będzie jeszcze spróbować poszukać pracy w kopalni soli. Może tam będzie robota dla majnera? Prawda, że do tej kopalni daleko jakoś. Ale co to szkodzi, że daleko będzie robota? Tych dwoje stoi i gada. Nie znajdzie się chyba roboty i w kopalni.
Nie, już nie gadają z sobą tamci. Hej, jeden tam tylko stoi i zatacza się jakoś. Ale nie, jest ich dwoje i zataczają się, jakby z sobą walczyli. Bo tak mocno trzymają się siebie, że wyglądają, jak jeden człowiek, co się zatacza. W Hordubalu szarpnęło się serce: pobiegnę tam chyba. Nie, pójdę zobaczyć, czy Polana w domu. Musi być w domu. Gdzież miałaby być! Ej, dobry Boże, cóż te nogi, znowu jak z ołowiu! Hordubal wstaje i biegnie wzdłuż lasu, wpada na polną ścieżkę i pędzi do wsi. Hej, jak mocno