Strona:Hordubal.pdf/96

Ta strona została skorygowana.

Tuu-tuu-tuuu — — — trąbi stróż nocny gdzieś daleko. A gwiazd tyle, że człowiek od nich oczu oderwać nie może.
Dobranoc, dobranoc, Polano, dobranoc!

XXIII

Wczesnym rankiem, gdy ludzie jeszcze spali, Hordubal był już daleko za wsią i zmierzał ku górom. Do Misia. Po co? E, tak tylko, żeby pogadać z człowiekiem. Jest jeszcze mgła, gór nie widać. Jurajowi jest chłodno, ale w piersi już go nie kłuje. Tylko oddycha się jakoś ciężko. Pewno przez tę mgłę. Stąpa pod górę i przechodzi koło dawnego swego gruntu. Musiał przystanąć, żeby odzipnąć. Pole jest już zaorane. Niby sam kamień, ale i Pjosa uważa, że warto się potrudzić na polu. Hordubal ciężko oddycha i idzie dalej. Mgły dźwignęły się i przewaliły przez zalesione szczyty. Jeszcze tylko troszkę i będzie jesień. Hordubal idzie dalej i rękę przyciska do boku. Ano, kłuje go, ale teraz już wszystko jedno, czy się idzie pod górę, czy na dół. I nie ma tu mgły, lecz są chmury. Tutaj czuje się nosem, jakie są nalane wodą. Trzeba uważać, żeby o nie głową nie wyrżnąć. A teraz przewaliło się wszystko przez kopiec i już tkwisz w tych chmurach. O trzy kroki od siebie nic nie widzisz i drepcąc przepychasz się przez gęstą mgłę. Sam nie wiesz, gdzie jesteś. Hordubal dyszy i charczy ciężko jakoś i powoli wznosi się ku obłokom.
Zaczął padać chłodny deszcz. Na górze, na połoninie, Misio okręcił głowę workiem i potrzaskując biczem, skrzykuje bydło i spędza je do szałasu. Trudno poznać, co masz przed oczami: zwierzę, krzak czy skałę. Ale Czuwaj jest mądry pies, sam obiega stado i pędzi woły, gdzie trzeba. We mgle słychać tylko podzwanianie stada.
Misio siedzi na progu koliby i patrzy we mgłę. Para rozprasza się na chwilę i widać, jak tulą się do siebie woły. Potem wszystko znika za ścianą mgły i słychać tylko sze-