Strona:Hordubal.pdf/98

Ta strona została skorygowana.

A szkoda, że mnie okradli na trzy tysiące dolarów. Mogłaby żyć jak szlachcianka. No powiedz, Misiu, no powiedz!
— Prawda — przyświadcza półgębkiem Misio i dmucha w ogień.
— No widzisz. Niejeden powie: głupiec! Zazdrości mi, że mam taką żonę, co nosi głowę wysoko jak koń najdroższy. Tacy już są ludzie: koniecznie chcą krzywdzić człowieka. A tymczasem ona była tylko u sąsiadki, żeby popatrzeć na dziecko. Takie paskudne gadanie, Misiu. Powiedz im, że sam widziałem, jak wychodziła od sąsiadki.
Misio kiwa głową z wielką powagą. — Powiem wszystko, powiem.
Juraj odetchnął z ulgą. — Dlategom przyszedł do ciebie, rozumiesz? Ty nie masz żony, nie masz na kim się mścić. Tamci — nawet by nie wierzyli, ale ty zaświadczysz, Misiu. Każdy chyba zrozumie, że musiała wziąć parobka, gdy gospodarz wyjechał. Ale zamykała się na strychu, zasuwę tam miała jak wszyscy diabli. Sam widziałem. A taki Gerycz zacznie mi dogadywać! Że niby osiem lat i tego owego. Powiedzże sam, kto ją znał lepiej: Gerycz, czy ja? Tylko ramieniem poruszyła i pierś chowała się pod koszulą. A ten wtedy nad potokiem, to był chłopak z Legoty, sam widziałem, że przyszedł z Legoty. A ludzie zaraz zaczynają plotkować.
Misio kiwa głową. — Masz, wypij! To zdrowe.
Juraj pije gorący odwar i spogląda na płonący ogień. — Ładnie tu u ciebie, Misiu. I powiedz im, bo tobie wierzą, jako że jesteś jasnowidzący. Że to była zacna i wierna żona. — — — Dym szczypie w oczy, Juraj łzawi. Nos mu się jakoś zaostrzył. — Tylko ja jeden wiem, jaka ona jest. Ech, Misiu, zaraz bym pojechał znów do Ameryki i posyłałbym jej pieniądze. — — —
— Wypij wszystko od razu — przymusza go Misio. — Rozgrzejesz się.
Hordubalowi spływa z czoła obfity pot, jest mu słabo