Strona:Hordubal.pdf/99

Ta strona została skorygowana.

i błogo. — O tej Ameryce mógłbym ci tyle naopowiadać, Misiu! — wywodzi. — Dużo już pozapominałem, ale czekaj, przypomnę sobie. — — —
Misio w milczeniu przykłada drewek na ogień. Hordubal oddycha szybko i mruczy coś zasypiając. Deszcz przestaje padać, tylko ze świerków za kolibą opadają ciężkie krople, ale mgły przewalają się dalej. Czasem zaryczy wół i Czuwaj biegnie, żeby zobaczyć, czy stado jest w porządku.
Misio czuje coś na plecach; są to oczy Hordubala. Już dawno nie śpi i spogląda na niego zapadniętymi oczami.
— A jak myślisz, Misiu, czy człowiek może sobie sam życie odebrać? — pyta zachrypłym głosem Juraj.
— Co?
— Czy człowiek może odebrać sobie życie?
— Po co?
— Żeby się uwolnić od myśli. Są takie myśli, Misiu, które — — — być nie powinny. Myślisz, na przykład, że kłamała, że nie była u sąsiadki... — Usta Juraja wykrzywiły się dziwnie. — Misiu — zacharczał — jak się od tego uwolnić?
Misio duma i mruga oczami. — Ciężka sprawa. Myśl aż do ostatka.
— A jeśli na ostatku jest tylko koniec? Czy człowiek może zakończyć z sobą sam?
— Nie trzeba — prawi Misio wolno. — Po co ci? I tak — — — umrzesz.
— Rychłoż?
— Jeśli już chcesz wiedzieć — — — rychło.
Misio wstaje i wychodzi z koliby. — A teraz śpij! — odwraca się ku niemu we drzwiach i znika we mgle jak w obłokach.
Hordubal próbuje wstać. Chwała Bogu, już lepiej, tylko głowa jakoś się kręci i ciało jest takie sflaczałe, jakby ze szmat.
Zataczając się, Juraj wychodzi i znika we mgle. Stad