wała dzieciom, które ledwie dotykały jedzenia. Smutny los Old-Nika, dzwonnika oraz jego kolegi wywarł na nich, jak przynajmniej mówiły, wrażenie bardzo przygnębiające. Ggdy ofiary pomysłu Karola doprowadziły siebie do porządku, przyszły również do stołu.
Nauczyciele umierali wprost z głodu; Betty śpieszyła się z podaniem im zupy.
— Fe! Jaka niesmaczna zupa, Betty — rzekł Old-Nik. — To zwyczajna woda z solą.
Betty.
To pani sama gotowała; proszę pana.
— Więc proszę prędzej o drugie danie, — rzekł podraźniony Old-Nik.
Drugie danie wkrótce znalazło się już na stole.
— Obrzydliwość! — zawołał. — To jest okropne! Co to za knoty ze świecy łojowej?
Betty.
A! widzę, to pani widocznie przez omyłkę dodała do jedzenia pana zaprawy używanej zwykle do potraw dla dzieci.
Old-Nik.
Pójdź, zobacz! To jest oburzające! Umieram z głodu!
Betty wróciła po chwili ze zmartwioną buzią.
— Nic niema więcej, proszę pana. Pani mówi, że podano pańskie potrawy.
Old-Nik nie mógł się opanować z oburzenia, ale milczał, gdyż obiad gotowała jego żona. Wtem Betty zawołała:
Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.