Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Marjanna, — nie rozumiem, co przez to ciocia chce powiedzieć. Nie przypominam sobie, abym wogóle z sędzią rozmawiała.
— Czy to prawda? — zawołała pani, Makmisz opanowując swe wzruszenie. — A więc to znaczy, że wymyślił i skłamał poto, aby zmusić mnie do opowiedzenia wszystkiego.
— Pan sędzia nie jest zdolny do kłamstwa, — rzekł Karol, który był wówczas w ciemnym kącie sali i którego nie zauważyła jeszcze pani Makmisz.
Gdy ciotka posłyszała głos Karola, szybko się obróciła i aż krzyknęła z przerażenia.
Pani Makmisz.
Oto już jest! Powróciła ta zmora mojego nieszczęśliwego żywota! W jaki sposób potrafił stamtąd uciec? Odprowadźcie go z powrotem! Przyjmując go, ściągacie na siebie całą masę czarownic wypędźcie go! Prędzej, prędzej! Za nic w świecie nie przyjmę go do siebie.
Marjanna.
Proszę się uspokoić, cioteczko, nie powróci już więcej, nawet gdyby ciocia sama tego chciała. Pan sędzia polecił mi tego chłopca i teraz będzie on stale pod moją opieką.
Pani Makmisz.
A z jakich to środków będziecie go utrzymywały?
Marjanna.
To już moja sprawa; ciocię niech głowa nie boli.
Karol.
Ciocia dobrze wie przecie, że ma u siebie