Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

nak podejrzenie pani Makmisz, która nie mogła zrozumieć, jak to można nie bać się czarownic.
— Wyszłaś stąd po mnie, — powiedziała, bacznie i surowo patrząc na Betty.
Betty.
Szłam w ślad za panią; samo przez się rozumie, że nie poszłam naprzód.
Pani Makmisz.
Idź, otwórz śpiżarnię i przyprowadź do mnie Karola. Zasługuje na karę za to, że nie odpowiadał mi, gdy go wołałam.
Betty wyszła, lecz po chwili szybko wróciła, udając bardzo przestraszoną.
Proszę pani! Proszę pani. Karol jest zabity!... Leży martwy na podłodze! Mówiłam przecie, że czarownice go udusiły.
Pani Makmisz, trzęsąc się ze strachu, podążyła do gabinetu i rzeczywiście ujrzała Karola, rozpostartego bez ruchu na podłodze, o twarzy bladej jak marmur. Podeszła do niego i chciała go dotknąć; lecz Karol, który wcale nie był martwy, nagle kurczowo się targnął i uderzył swą ciotunię z całej siły pięścią w twarz i nogą w piersi. Betty, ze swej strony, wybuchła nagłym śmiechem, potęgującym się z każdym uderzeniem nogą, które dostawała ciotka od Karola, jak również po każdym jej jęku, następującym po tem uderzeniu; strach sparaliżował poprostu panią Makmisz, Karol zaś dawał upust swym niepowstrzymanym ruchom. Cios pięścią, który trafił prosto w usta ciotki, wybił jej sztuczne zęby; pochyliła się więc, aby je podnieść, lecz w tym czasie Karol się posunął, chwycił ciotkę za jej perukę, zerwał ją i począł rozpaczliwie targać