Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy człowiek jest biedny, gdy się go wychowuje z łaski, a jest sam do niczego, nie powinien jeść jak ludożerca, i nie powinien też pozwalać sobie na prośby dwa razy o tę samą potrawę, Proszę się postarać o poprawę ze swej żarłoczności, szanowny panie.
Karol spojrzał na Betty, która dała mu znak głową, aby siedział cicho. Aż do końca obiadu pani Makmisz w dalszym ciągu zrzędziła, jak zwykle zresztą.
Gdy wypiła kawę, zawołała Karola, aby poczytał jej jeszcze z godzinę względnie dwie.
Zmuszony do posłuszeństwa, poszedł za nią do jej pokoju, smutny usiadł i począł czytać. Po dziesięciu minutach posłyszał chrapanie: podniósł oczy i nie mógł powstrzymać radosnego wołania: jakie szczęście! ciotka spała! Karol nie chciał ominąć tak dobrej okazji; złożył więc książkę, wstał pocichutku, wylał resztki kawy do tabakierki ciotki, schował swą książkę do skrzynki z herbatą, robótkę zaś cioci włożył do kominka i sprytnie się ulotnił, aby śpiącej nie obudzić. Podążył naprzód do Betty, która dała mu dodatek do obiadu.
Betty.
Nie zrób znowu tak, jak wtedy, a bądź na swojem miejscu, gdy ciotka cię zawoła. Ona już domyśla się chyba wszystkiego; innym razem nam się to nie uda. Ten klucz, który tak sprytnie położyłam na jej robótce! Twoja twarz, osypana mąką, te skurcze, mój śmiech, — wszystko to wydaje się jej podejrzanem.
Karol.
Jednak bardzo do rzeczy i na czas zjawiłem się do swego aresztu!
Betty.
Wszystko jedno, tego już zawiele!