Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

le. Mów, krzycz, rób wszystko, co zechcesz, lecz nie dokuczaj jej, jak to czyniłeś, kopiąc swą ciotkę i mszcząc się na jej sztucznych zębach, peruce, tytoniu, książce, robótce i innych rzeczach.
Karol.
Spróbuję Juljo; zapewniam cię, że spróbuję. Na początek, natychmiast wrócę do domu, dopóki ciotka jeszcze się nie obudziła.
Julja.
A połóż na miejsce książkę i robótkę!
Karol.
Owszem, owszem, przyrzekam ci... A tytoń? — przypomniał sobie Karol, drapiąc się zlekka po głowie; — będzie nieco trącił kawą.
Julja.
Zrób dobry uczynek; przyznaj się do wszystkiego i poproś ciotkę o przebaczenie.
Karol (zaciskając pięści).
O przebaczenie? Prosić ją o przebaczenie? Nigdy!
Julja. (zasmucona).
Rób więc, jak chcesz, mój biedny Karolu: niech ci Pan Bóg dopomaga! Żegnaj.
— Żegnaj, Juljo, a raczej dowidzenia, — rzekł Karol, całując ją w czoło. — Żegnaj. Czy jesteś ze mnie zadowolona?
— Niezupełnie! lecz zczasem i to przyjdzie... trzeba być cierpliwą, — rzekła, uśmiechając się.
Karol po wyjściu westchnął.
„Biedna, dobra Julja! Jest bardzo cierpliwa! Jaka łagodna i rozsądna! Jak cierpliwa jest w swem nieszczęściu! A przecie jest to nieszczęście... wielkie nieszczęście — być niewidomą. Jest znacznie nieszczęśliw-