Karola. Panią Makmisz usadzono na krześle. Betty przyniosła świeżej wody z basenu i zwilżyła oczy swej pani, która nie przestawała krzyczeć.
Gdzie jest sędzia, chcę widzieć sędziego, aby mu się poskarżyć na tego zwyrodnialca, który mnie pozbawił wzroku. Natychmiast poślijcie po sędziego!
Betty.
Już poszli po niego, proszę pani; za kwadrans pan sędzia będzie już tu.
Pani Makmisz.
Więc trzymajcie dobrze tego złoczyńcę. Zwiążcie go! Bo ucieknie!
Człowiek z bluzie.
A czyż chcę uciekać? Tyle krzyku i hałasu o jedno uderzenie batem. Czy mało kogo biłem w swem życiu batem, a pierwszy raz widzę, aby o to wszczynano taki lament.
Betty.
Nic dziwnego! Uderzenie batem i to prosto po oczach, niegodziwce!
Człowiek w bluzie.
A poco mnie łajała brzydkiemi słowami? Do djabła! Co za język! Mówią, że kobiety mają go w szczególny sposób podwieszony. Nigdy nie słyszałem czegoś podobnego! Wyładowała na mnie cały zasób swych przekleństw i wymyślań.
Człowiek, drżąc.
W każdym bądź razie nie upoważniało to pana do bicia jej batem.
Człowiek w bluzie.
Tak, ale przecie mogło mi zabraknąć wreszcie cierpliwości Nie mam zresztą jej wiele.
Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.