Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

panią Makmisz, gdyby nie gorące, z całego cerca prywiązanie do Karola.
Wróćmy jednak do Karola, który pozostawił Julję z jej siostrą Marjanną i pobiegł do domu, aby zdążyć się zjawić, gdy ciotka go zawoła.
— Dziś nie powinienem jej gniewać, — tak myślał. Po przyjściu na czas do domu napisał z panią Makmisz listy, które jednak nie podobały się jej, gdyż uważała, że są napisane źle i nieczytelnie.
Karol.
Jeżeli ciocia chce, to mogę je przepisać.
Pani Makmisz (ostro).
Nie, nie chcę. Aby popsuć znowu niepotrzebnie papier i potem jeszcze raz napisać tak samo brudno i źle!
Nidy na niczem nie oszczędzasz! Można pomyśleć że masz kapitał w banku. Zapominasz o tem, że karmię cię z łaski, że bez mej pomocy byłbyś żebrakiem; zamiast wywdzięczać się za me dobrodziejstwa oszczędnością, opychasz się jak wilk i pochłaniasz płyny jak beczka bezdenna; drzesz swe ubrania i wogóle jesteś dla mnie wprost skaraniem Boskiem.
Karol z trudem się powstrzymywał, aby nie gadać głupstw i nie doprowadzić jej do wściekłości. — „O, gdybym tylko miał daszki!“ pomyślał. Nie odpowiadając nic, nawet nie poruszając się, musiał połknąć zniewagę.
Pani Makmisz w dalszym ciągu podziwiała pokorę Karola. „Zobaczę co to będzie, — pomyślała, — czy nie szykuje jakiegoś nowego złego czynu... ma taki wygląd... To mi się nie podoba... jakdyby po-