dym i zabrakło jej tchu od mocnego zapachu siarki. Z rękoma wyciągniętemi przed siebie i rozczochranemi włosami, o wzroku obłąkanym stała przez chwilę bez ruchu; nagle jednak wrzasnęła tak, że krzyk jej był raczej podobny do ryku dzikiego zwierzęcia, i wyciągnęła się jak długa na podłodze. Na ten okropny krzyk wbiegła Betty i stanęła zdumiona przed tem, co ujrzała. Pani Makmisz leżała wyciągnięta na podłodze, trzymając jeszcze rózgę, którą chciała bić nieszczęśliwego Karola; ten zaś odwrócony plecami do drzwi, nie zdążywszy jeszcze założyć koszuli i zapiąć spodni, pochylił się nad ciotką i usiłował ją nieco podnieść. Za każdym jednak razem zaledwie jej dotknął z krzykiem toczyła się od niego po podłodze; Karol biegał za ciotką, aby jej dopomóc; mimo to jednak tarzała się z jednego kąta pokoju do drugiedo, aby nie wpaść jemu do rąk. Gdy Betty ujrzała to wszystko, w okamgnieniu zrozumiała, że djabełki miały niesamowite powodzenie. Udało jej się jednak zbliżyć do pani Makmisz i szepnąć Karolowi na ucho:
— Idź stąd, aby ducha twego tu więcej nie było! Wszystko sama urządzę.
Karol nie dał się dwa razy prosić i znikł przytrzymując oburącz spodnie, których nie zdążył jeszcze zapiąć. Położył zpowrotem na kominek zapałki, z których zużył sześć, sprytnie zapalając je w tej właśnie chwili, gdy pani Makmisz zdejmowała z niego spodnie; w ten sposób osiągnął doskonałe wyniki w straszeniu swojej cioci.
— Co się stało, proszę pani! — zawołała obłudnie Betty, która doskonale rozumiała całą scenę
Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.