Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/20

Ta strona została przepisana.

powiedział. — Jesteś pani piękna, młoda i masz życie przed sobą.
Elżbieta oswobodziła dłoń z uścisku.
— Piękna? Piękność bez ram może stanowić zawadę większą dużo, niż brzydota nie mająca pretensji. A młoda? Mając lat dwadzieścia dwa, nie jest się już całkiem młodą, zwłaszcza w stanie panieńskim. Nie byłam zresztą nigdy młodą. Z lat dziecięcych wyrwała mnie wojna, a gdy się skończyła, najbardziej gorzkie rzeczywistości życia nie dozwoliły mi być młodą. Życie przedemną? O tak, ale obawiam się, wcale nie piękne.
Theo Bodenbach zagryzł wargi i spuścił kąty ust, tak, że powstały dwa, głębokie fałdy. Bez słowa podszedł do stolika pomiędzy oknami, zapełnionego bardzo cennymi drobiazgami, który pod szlifowaną płytą szklanną lśnił, niby bronz złocisty. Drgnąwszy mimo woli, rzekł do stojącej obok niego Elżbiety:
— Gdzież jest owa, stara figurka bronzowa, ta piękna tancerka francuska, którą za każdą bytnością u pani muszę pogłaskać bezwiednie?
Elżbieta pobladła, ale zaraz krew uderzyła