Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/201

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V.

W ciągu kilku minut milczenia, przepojonego cichem szczęściem, całując się czule i patrząc sobie w oczy wyrazili więcej, niż mogłyby to uczynić słowa.
Potem jednak wysunął się Theo z objęć Elżbiety i rzekł poważnie, ujm ując obie jej dłonie.
— Ukochana! Zanim mi opowiesz, co cię tu przygnało, coś przeżyła, muszę mówić ja, muszę wyznać coś, co cię może odemnie odepchnie na zawsze!
Wiedz tedy, że człowiek, któremu przyrzekłaś się przed ołtarzem w dzień ślubu nie padł wcale ofiarą mordercy-rabusia! Erno Szalay zginął z mojej ręki!
Rzekłszy to, puścił dłonie Elżbiety, a cisza grobowa zaległa pokój. Trwało to jednak przez