Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/213

Ta strona została przepisana.

Elżbieta zarzuciła mu ramiona na szyję.
— Ileżeś wycierpiał, ukochany, za mnie, głupią kobiecinę. Jakże nikczemnie postąpiłam z tobą, biorąc tego Szalaya, dlatego tylko, by nie żyć bez bogactw i luksusu! Teraz jednak, drogi mój, nic nas już rozłączyć nie może! Musisz mnie wziąć jaką jestem! Nie posiadam mc, jestem nędzarką, ale czuję się szczęśliwą i oczekuję z upragnieniem chwili, kiedy z całą pokorą zostanę żoną twoją.
Theo przycisnął silnie Elżbietę do piersi, ale nie patrząc na nią, spoglądał w zadumie przed siebie.
— Elżbieto! — rzekł po chwili — W tym właśnie momencie, kiedy jestem tak szczęśliwy, jak nigdy dotąd nie byłem, teraz właśnie czuję jasno i wyraźnie, że nie zdołam przejść do porządku nad strasznym czynem moim!
Nie wolno nam budować szczęścia na nieodkrytej, przypadkowo, zbrodni. Istnieją prawa moralne, silniejsze, niż wszelka logika, czy wywód praktyczny i te oto właśnie prawa spiżowe nakazują mi wyznać com uczynił, wobec całego świata wziąć na siebie odpowiedzialność za zga-