Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Zjadliwy uśmiech wykrzywił serowato żółtą, piegowatą, wypłowiałą twarz Leidlicha, tak, że widać było białawe dziąsła i szkaradne, czarne zęby.
— Przypuśćmy, co rzecz zrozumiała, nie chcesz robić przykrości pięknej Elżbiecie Lehndorff Seilern.
Bodenbach odparł twardo i chłodno:
— A cóż, jeśli wolno spytać, ma do czynienia panna Lehndorff z Szalayem?
— Jakto? Wróble na dachu śpiewają o tem, że Szalay poślubi dziewczynę. Nie wielka sztuka… jego miljardy i jej piękna buzia muszą się spotkać niewątpliwie.
Bodenbach zapanował nad sobą.
— Nic nie wiem o takim związku! — powiedział. — A i to nic nie przeszkodziłoby mi uczynić co należy. Pozatem szanuję bardzo tę damę i proszę cię, byś o niej nie mówił tym tonem.
— No, no! — szydził Leidlich. — Nie czcijmy świętych figur, proszę cię drogi przyjacielu. Znam pannę Elżbietę znacznie dłużej niż ty. Będąc jeszcze w Koloszwarze w służbie rządu krajowego, uczęszczałem do domu generała Lehn-