Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/91

Ta strona została przepisana.

nadszedł jego podarek ślubny, który wycisnął dziewczynie gorzkie łzy wzruszenia i smętku. Przed paru miesiącami ujrzeli i podziwiali w witrynie handlarza starożytności kasetkę na klejnoty, hebanową z przecudną, miniaturą z kości słoniowej na wierzchu. Ten cenny przedmiot stał się teraz podarkiem Bodenbacha. Elżbieta, płacząc, jęła gładzić czule szkatułkę, której kupno stanowiło niezawodnie wielką ofiarę. Wydawało jej się, że szkatułka żyje i że krąży w niej krew ukochanego.
Po chwili wszedł Theo, pocałował ją uroczyście w rękę.
Serce Elżbiety niemal bić przestało. Theo wyglądał strasznie. Zielonkowata wprost cera jego i ściągnięte mięśnie, świadczyły o niewysłowionych cierpieniach, i mękach, a dobre, wierne oczy tonęły w otokach głębokich cieni.
Służba znosiła ciągle depesze, nadszedł ogromnej wielkości bukiet. Wszystko to zniewoliło uwagę zebranych, tak że przez chwilę byli oboje odosobnieni.
— Theo, bądź odważny i ja wszakże muszę mieć odwagę! — szepnęła Elżbieta drżącemi