Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Przed tumem zebrał się znaczny tłum ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć piękną pannę młodą, wykwintnych, bogatych gości i wspaniałe toalety. Gdy Elżbieta wysiadła z auta, prowadzona przez drużbów i po dywanie wkroczyła do kościoła, szmer podziwu wionął przez tłum. Ale stare kobiety, posiadające wielką biegłość w sądzeniu tych spraw, oświadczyły jednogłośnie, że panna młoda nie wygląda na szczęśliwą.
Także za Ernö Szalayem wyciągano szyje. Ogólna opinja brzmiała, że ma twarz prawdziwego szachraja i żałowano bardzo panny młodej.
Wnętrze kościoła było bogato przyozdobione w kwiaty, a prastare flizy kamienne okrywały miękkie kobierce, głusząc odgłos stąpania. Wszyscy patrzyli na Elżbietę, która słaniała się pomiędzy drużbami, nie wiedząc dobrze co ją otacza.
W chwili gdy prałat w paradnym ornacie zaczął mówić, trzasnął piorun, a rozbłysk niebiecki widziało się doskonale, mimo żółtej poświaty świec tysiąca. Każdemu zdaniu dostojnika kościoła towarzyszył grom. Migotały błyskawice,