dźwiedź w krótkich odstępach czasu wybierał sobie ofiary z bydła i koni na tej połoninie. Właśnie w tym samym czasie, kiedyśmy tam byli, przybył i leśniczy Nowak, w chęci ubicia niedźwiedzia, ale bury, jakby to przeczuł, przeniósł się na zachód w stronę Howerli, zaraz tam naznaczając dotkliwie swą obecność. Tym razem padł tylko jeden ze sępów ofiarą celnego strzału. Śmiały myśliwy podążył jednak później i w tamte strony za niedźwiedziem, witany wszędzie radośnie przez owczarzy. Czy go zabił, nie wiadomo nam.
Sępy, które się teraz nad Turkułem gromadziły, zdawały się zdradzać obecność niedźwiedzia w tych stronach.
Zniżywszy się ze szczytu Turkułu na stronę Galicyi, przechodziliśmy koło jeziora Turkulskiego, położonego w wysokości około 1760 m. Brzeg jego zarasta gęsto do koła gatunek wysokiej Turzycy (Carex ampullacea), tworzącej jakby niskie szuwary. Na przeciwnej stronie jeziora spostrzegliśmy dzika kaczkę. Mnóstwo małych żabek pływało przy brzegach. Według zapewnienia Iwana ma być jezioro bardzo głębokie i już się w niem utopiło całe stado wołów; kamień zaś rzucony w wodę spowodowałby niechybną słotę. Uszanowaliśmy to jego przekonanie i nie zakłóciliśmy spokojnej powierzchni jeziora.
Opuściwszy jezioro, przebywaliśmy dość obszerną równinę, t. j. dno kotliny, o powierzchni prawie poziomej, pokrytą miejscami wielkiemi płatami kosodrzewu. W wielu miejscach źródła tu biją, lecz dla braku spadku rozlewają swe wody, tworząc grzęskie podmokle łączki. Tu i owdzie sączą się leniwo potoczki, łączące się na krawędzi równinki w większy potok. Od tej krawędzi spada potem nagle stroma skalista ściana, którą środkiem pruje powyższy potok. Taki jest początek jednego z ramion Prutu. Na nocleg zeszliśmy na połoninę zwaną Pozyzewska.
Nazajutrz zwiedziliśmy Kozły, w których okolicy również kilka źródeł Prutu wytryska. Kozłów tych jest dwa, z których wschodni bliżej Szpyciów położony, jest większy. Biegną one równolegle i jak już wskazuje sama ich nazwa, bardzo trafnie dobrana, tworzą dwa wąskie ostrokrawędziste skaliste grzbiety. W szczelinach skał wschodniego Kozła odkryłem rzadką roślinkę cybulkową (Lloydia serotina) już dawno przekwitłą.
Od Kozłów zwróciliśmy się na wschód, a przeszedłszy wysoką przełęcz między Homułem a Szpyciami, gdzie nas zmoczył deszcz krótki, lecz rzęsisty, przerzuciliśmy się do doliny Gadżyny, przez którą płynie Bystrzec.
Koło schroniska oddziału Czarnohorskiego Tow. Tatrz. w tejże dolinie poczęło się ściemniać. Aneroid wskazywał na ganku schroniska (było to 21go sierpnia), o godzinie 6tej 10 minut, 659⋅5 milimetrów ciśnienia, przy temperaturze wewnętrznej 16 8° C. i temperaturze powietrza 12° C. W tem samem miejscu wynosiło dnia 28go lipca, o godzinie 11tej 55 minut przed południem, ciśnienie powietrza 652⋅8 milimetrów, temperatura wewnętrzna 18⋅8° C., temperatura powietrza 12⋅5° C. i to po deszczu, który nieustannie padał od południa poprzedniego, aż prawie do południa dnia powyższego.
Opuściwszy schronisko, spostrzegłem poniżej, niedaleko w lesie, rzadki w tych stronach drobny Storczyk, tak zwany Dwulistnik sercowaty (Listera cordata), o kwiatuszkach czerwonawych, który tak rad szuka wilgotnych mchów towarzystwa.
Kiedyśmy zeszli do Bystrzca, przysiołka, położonego nad potokiem tejże nazwy, począł nam księżyc przyświecać w drodze. Droga była równiejsza, więc się niebawem potoczyła żywsza rozmowo, której przedmiotem były Alpy Rodneńskie, a na których zwiedzeniu zależało mi bardzo wiele. Góry te bowiem mają nietylko inną przeszłość geologiczną i są z odmiennego materyału zbudowane, jak Czarnahora, lecz są nadto od niej znacznie wyższe i zarazem największe na