Strona:Humor sowiecki.pdf/26

Ta strona została skorygowana.

dlowali, tak że prócz haczyków i pieluszek nic wię­cej niema.
— A gdzie się to wszystko podziało — przemówiła druga staruszka, z przyczepioną do palta kartką na towar.
— Gdzie, wiadomo gdzie... Żeby to ludzie uczciwi byli...
— Kontrolera by postawili, kiedy tacy zło­dzieje...
— A ktoby pilnował kontrolera?...
— Żeby to ludzie uczciwi byli, rozdzielili by wszystko po bożemu, starczyło by na dziesięć lat — siedź sobie na piecu i jedz pierogi...
— Drew dużo wyjdzie — rzekł robotnik: nie napalisz...
— Jakie to sumienie jednak mieć trzeba, ażeby kraść w takich czasach...
— Teraz tylko kraść — rzekł jakiś młodzieniec.
— Ot, oni wszyscy tacy.
— Nie, na mnie Bóg łaskaw — rzekła staruszka: syneczka mam, to, można powiedzieć, nic do rąki jego się nie przykleiło...
— Tacy to rzadkość...
— Choć ciężko żyć, lecz cóż robić, za to sumienie czyste...
— A ot mamy obok sąsiadów — rzekła tęga kobieta: mąż w składzie służy, to poprostu do wierz­chu kufry naładowali...
— Dobrze żyją?...
— Dobrze. Wszystko mają: i mąkę białą, i cukier...
— Tak... ma się rozumieć, jeżeli trafił na dobre miejsce, to i grabi...
— Teraz inaczej nawet nie można — rzekła tęga kobieta: jak ty nie weźmiesz, to inni ukradną...