— Lżej będzie — rzekł robotnik, wycierając nos na stronie.
— Dosyć żartów. Wybieraj lepiej na wacie i na zimę będzie dobre i wiosną nosić można. Bo inaczej — złakomisz się na futro, a na jesień niema co włożyć.
— Sama tak myślę.
— A cóż on tam nie mógł jakoś?...
— Jak to nie mógł... Ale pójść zbrakło odwagi.
— Coście dostali? — zawołano przy nich, gdy ze sklepu wyszła nowa partja.
— Co nie potrzeba, tośmy dostali — rzekł z niezadowoleniem wysoki mężczyzna: na dyspozycji wypisane palto futrzane, a tu dostajesz żakiet włóczkowy i haczyki na dodatek...
— Ot, temi haczykami, przeklęci, dokuczają. Wsuwają wszystkim, masz i wynoś się...
— Wchodzić, jeszcze pięć osób...
Staruszka, spostrzegłszy, że na nią kolej, pospieszyła się i przeżegnawszy się, z przestraszoną twarzą, znikła za drzwiami.
— Na wacie wybieraj! — zawołała za nią kobieta.
— Dlaczego to oni temi haczykami tak do reszty dławią, trzeci raz już je dostaję...
— Kto ich wie. Zdaje się, że zamieniają niemi coś innego.
— Jak przygotują coś do wydawania, to już pędzą z tem bez przerwy, dopóki wszystko nie wyjdzie.
— Ach, gołąbko gorzka. I jakie to haczyki! na miłość Chrystusa, zardzewiałe, żelazne...
— Skąd takie wykopali... I dla takiego skarbu stój pięć godzin. Gdzie się te wszystkie dobre rzeczy podziały?
Strona:Humor sowiecki.pdf/29
Ta strona została skorygowana.