Strona:Humor sowiecki.pdf/31

Ta strona została skorygowana.

Baba w chustce puchowej, nie oglądając, zatrzymała się. Tylne sanie poczęły ją mijać.
— O — o, matko moja, Stiepanowna, to ty, znaczy się? — spytała baba z tylnych sani, która prócz wielkiej chusty miała czoło zawiązane przed wiatrem białą chusteczką, złożoną parokrotnie.
— Ja matuszka...
— Fied’ka, jedź, a ja do Stiepanowny się przesiądę, — rzekła baba z tylnych sani. Porwała z sani jakiś węzełek, dopędziła biegiem sanie i wwaliwszy się na nie, podgięła pod siebie kożuszek i usiadła na piętach...
— Wieziesz na sprzedaż? — spytała ta, co przysiadła się, macając ręką leżący w saniach woreczek.
— Nie, dziedziczce wiozę kawałeczek razowca w gościńcu...
— Co, tak źle żyje?
— Oj — oj, nie daj Boże, jak źle. Pani delikatna, jak ździebełko słomy; przedtem roboty żadnej nie znała, a teraz w piecu sama pali, garnki sama dźwiga. Przyjechałam do niej na Zwiastowanie, jak spojrzałam na nią, serdeczną, tak łzy w oczach stanęły. Chcę jej powiedzieć — słowa wymówić nie mogę...
— A wy co, gromiliście, czy co, swoją.
— Gromiliśmy — matuszko. Do szczętu, można powiedzieć, ją roznieśli. Jakie tam dobro połamali, jakie zabrali. Ja tę chustkę zdołałam tylko porwać. Tylko tyle wszystkiego dobra jej, gołąbki, mam u siebie. A i to wzięłam, ażeby się złym ludziom nie dostało. No, jeszcze przedtem, gdy sama dawała...
— Nie odmawiała?...
— Oh, jaka była, królowa nasza — przychodź i proś, co chcesz. Niczego nie odmawiała — rzekła