Strona:Humor sowiecki.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

baba w chustce puchowej i nawet zwróciła się w stronę towarzyszki.
— Ot’ i ja również wiozę swojej. Także rabowali. Lecz my, trzeba przyznać, mimo to skorzystaliśmy dobrze.
— Nogi młodsze. A gdzie ja tam na moich? — rzekła baba w puchowej chustce.
— Tak, chociaż rwałam, nie patrząc, co w ręce wpadło, a mimo to dobre rzeczy mi się dostały. Ot pod sukmaną mam jej lisie futro. Też dobry człowiek. W innych miejscowościach — zwierzęta, nie podejdziesz. A tu, nieraz przyjdziesz, a ona zaraz: „Napij się herbatki, Iwanowna”. Wciąż herbatą mnie poiła. Zaczęłam się teraz wybierać do miasta i tak serce moje za nią zatęskniło, za paniusią moją, że mocy brak...
— I nie mów nawet, sama z początku przez trzy noce oczu nie zamknęłam...
— Tak... zatęskniło serce, wezmę, myślę, podarunek dla niej. A ona, jak zobaczyła ten węzełek, aż zapłakała. A ja też. Potem długo, długo, patrzała na nas ze starym, i mówi — zupełnie jakby sama do siebie: „Coście wy, mówi, w końcu, za ludzie?” A sama ręką za głowę się trzyma.
— A wasi, sonińscy — mówię: matuszka, cóż, nie poznałaś?... — i nawet przestraszyłam się: myślę, czy czasem nie zwarjowała.
Sanie wjechały w miasto. Poczęły mijać płoty, zabite deskami sklepy, latarnie, zakątki.
— Gołąbko, potrzymaj lejce — rzekła baba w chustce puchowej. Spiesznie rozwiązała chustkę i wsunęła ją pod siedzenie. Porwała potem węzełek i kłusem pobiegła przez furtkę.
W dziesięć minut potem wróciła. Oczy miała zapłakane.