Strona:Humor sowiecki.pdf/33

Ta strona została skorygowana.

— No, co ? — spytała baba w bielutkiej chusteczce, oddając jej lejce i z niepokojem patrząc na nią.
— Poprostu sił brak patrzeć na takie życie — odpowiedziała wracająca, płacząc i wycierając nos w rożek chustki, którą była obwiązana: drwa sama rąbie. Pytam na dworze, gdzie jest pani, Aleksiejewna. A to ona sama jest. Niepoznałam: marną, podartą chuściną okryta, w chłopskich buciarach... Jakiem też zobaczyła ją, zaraz się rozpłakałam.
A kiedy odjechały na pewną odległość od domu, wyciągnęła z pod siedzenia chustkę i otuliła się w nią.
— Poszłyśmy potem do niej, do komórki, dzieciakom, jak zobaczyły razowiec, zaraz ślepki rozgorzały. I rzuciły się do mnie, zupełnie jakby druga matka przyszła. Ukrajała im po kawałku, a sama usiadła naprzeciwko mnie, oparła na ramieniu mojem i rozpłakała się...
— Widzisz? — mówi.
— Widzę — mówię, śliczności ty moje biedne, moja złocista. No, ot do czego... Panie...
Opowiadająca zamilkła, łykając łzy i odwróciwszy się. — Jaki grzech, jaki grzech... I skąd taka kara, Panie...
— Bóg ją wie.
— A cóż to, dom jej również rozgrabili?...
— Wszystko, na czysto — odpowiedziała baba w puchowej chustce, nachylając się i z płaczu wycierając nos przez drabki sanek.
— Gołąbko, zatrzymaj się koło tego bielutkiego domku — rzekła towarzyszka podróży, i zaczęła spiesznie ściągać z siebie kaftan, a potem futro lisie. Pozostała w podartym kożuszku i, schwytawszy węzełek, również pobiegła do furtki.