Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/041

Ta strona została skorygowana.

zdrowie dyrektora sceny polskiej i prasy krajowej w ręce jej przypadkowego reprezentanta.
Korzystając z ogólnego rozrzewnienia, zaciągnął Widerkiewicz u pana Spirydyona Niceforowicza — tak się nazywał otyły jegomość wyglądający na Ormianina — przyjacielską pożyczkę. Rozczulony Ormianin kazał kupcowi odważyć funt angielskich cukierków, które wręczył dyrektorowi, szepcząc mu coś z uśmiechem do ucha. Następnie pożegnawszy towarzystwo, pociągnął mnie nowy mój przyjaciel do gospody, gdzie obozowała jego trupa.


III.

— Musisz jednak wpierw złożyć wizytę naszej amantce — rzekł mój przewodnik, gdyśmy się już znaleźli na ulicy — wstąpimy tam po drodze... Zabierzemy ją z sobą na próbę.
— A czy to wypada?
— Czemu nie?.. O to! Jeszczebyśmy mieli robić ceremonie! Zresztą musisz ją znać ze Lwowa... Gołębska.
— Nie, nie znam.
— Aurelia Gołębska... Występowała przecież we Lwowie.
— Nie przypominam sobie.
— To nic, to nic! Poznasz ją teraz... Zobaczysz, co to za kobieta!... Powiadam ci, cacko!... Zakochasz się w niej z pewnością!
— Ale fe!
— O ręczę, że się w niej zakochasz... Wszyscy się w niej tu kochają... Aptekarzowa męża nie puszcza do teatru, bo się w niej na śmierć zadurzył na pierwsze wejrzenie.
— A adjunkt?... Z rozmowy domyśliłem się, że adjunkt kochać się musi w pannie Gołębskiej.
— A jakże!... Co dzień jej posyła bukiety z fioł-