Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/042

Ta strona została skorygowana.

ków, ha, ha, ha!... Komisarzówna, która się kocha w adjunkcie i dała z tego powodu piwowarowi odkosza, pęka z zazdrości.
— Powiało widocznie na Błotów — rzekłem z uśmiechem.
— A jakże, a jakże, ha, ha, ha! Aptekarz i adjunkt zakochali się w amantce, doktór w śpiewaczce, a Niceforowicz w naiwnej... Powiadam ci, czysta komedya, ha, ha, ha! Ja im tego nie bronię, niech się kochają; inaczej czyżby to bydło chodziło do teatru?
— Bydło, powiadasz?
— Bydło, srogie bydło! — odparł dyrektor, widocznie podochocony.
— A mówiłeś, że to taka wytrawna publiczność.
— Ot, aby handel szedł!... Nie uwierzysz, jakie ja mam z nimi kłopoty... Znają się tak, jak kura na pieprzu, a chciałoby to udawać znawców, mecenasów sztuki, Bóg wie co!... Powiadam ci, tysiące pociech mam z nimi, ha, ha, ha!
— Więc to miłostki ściągają ich do teatru?
— A jakże, a jakże!... Pomyśl tylko, co to znaczy teatr w takiem gnieździe, gdzie można z nudów umierać. Przytem pochlebia to ich próżności. Romans z aktorką to tak, jakby dyplom na księcia, lub przynajmniej na hrabiego, ha, ha, ha! I z takiem to bydłem muszę tu nieraz politykować, potakując ich bredniom i basując ich słabostkom, bo jakbym próżność którego, broń Boże, obraził, toby mi szkodził na każdym kroku.
Zatrzymał się chwilę, rozglądając się dokoła.
— Poczekaj, poczekaj! — zawołał — musimy jakoś wyminąć tę kałużę. O to dopiero miasto. Niech ich dyabli wezmą z tem błotem!
— Cóż to za dramat przedstawiasz? — zapytałem, gdyśmy ominęli niebezpieczne miejsce.
Uderzył się ręką po czole.