Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/045

Ta strona została skorygowana.

sztuki losach rozstrzygać się miały względy takiego rodzaju.
— Cóż zrobisz — zapytałem po chwili milczenia — jeżeli się autor nie da nakłonić? Przecież nie sposób zmuszać go do tego ustępstwa?
— Jakto nie sposób? — odparł szorstko. — Wszakże tu chodzi o byt całego przedsiębiorstwa... Ot to! Niceforowicz rozgadał już wszędzie, że będzie krakowskie wesele, i śpiewa ciągle pod nosem: hop ha, hu ha! Gdybym mu nie dotrzymał słowa, toby się mścił na każdym kroku. Ażeby cię ogniste, siarczyste!... — zaklął nagle, poślizgnąwszy się i ugrzązłszy w kałuży. — A to ci dopiero miasto! Uważajże tu, Olesiu, uważaj!
Dzięki tej przestrodze, ominąłem zdradliwy kamień bez szwanku. Szliśmy czas jakiś dalej w milczeniu.
— Cóż zrobisz — zapytałem — jeżeli autor nie zechce ustąpić?
— Mam ja sposób i na to... Wystaw sobie, że ten stary dziwak zakochał się w amantce!
— Kto taki, Niceforowicz?
— Ale gdzieżtam!... Grzybowski, nasz poeta, ha, ha, ha! Przecież dla niej porzucił posadę i wstąpił do naszego towarzystwa. Nieprawdaż? co za waryat! No i dziwić się tu młodemu, gdy szaleje, skoro taki stary niema rozumu!
— No, a panna Gołębska? — zapytałem.
— Ale gdzież tam, cóż znowu! — odparł, śmiejąc się brzydko. — Nie miałaby roboty durzyć się w starym i gołym waryacie. Ot bawi się nim o tyle, o ile to jej nie nudzi... Powiadam ci, tysiące pociech, bo ten głupiec skacze przed nią, skacze, skacze, a za to wszystko nie ma nic.
I złożywszy dwa palce. klasnął paznogciami, ilustrując w ten sposób swe opowiadanie.
— Nie byłożby to lepiej nie wystawiać jego sztuki, skoro się tak upiera?