Strona:Humoreski (Zagórski).djvu/046

Ta strona została skorygowana.

Spojrzał na mnie zukosa, niedowierzająco.
— Myślisz? — rzekł po chwili, zaniepokojony widocznie.
— Sądzę! — rzekłem obojętnie. — Jeżeli to dziwak taki, jak powiadasz, to możesz mieć nieprzyjemność z tego powodu.
— Ba, kiedy muszę.
— Jakto musisz?
Milczał chwilę.
— Mogę ci to zresztą powiedzieć — odparł po krótkiej pauzie — bo dlaczegóż miałbym taić przed tobą... Wstępując przed sześciu miesiącami do naszego towarzystwa, dał mi Grzybowski na koszta wystawienia swej sztuki trzysta guldenów. Nie miałem wtedy złamanego gronia w kieszeni, przyjąłem więc pieniądze i obiecałem mu, że w przeciągu dwóch miesięcy sztukę wystawię.
— No i teraz chcesz się pozbyć tego obowiązku?
— A no właśnie!... Robiąc ten interes, nie wiedziałem sam, w jakie brnę kłopoty. Zwlekałem też, jak długo mogłem, ale teraz mi to już ciężyć zaczyna. Wystawię sztukę i już... potem nie będzie Grzybowski do mnie miał żadnego prawa.
— A czy sądzisz, że panna Gołębska wymoże na nim to ustępstwo, którego wymagasz?.. Mnie się zdaje, że skoro tak rzeczy stoją, jak powiadasz, to Grzybowski będzie się przy swojem twardo upierał.
— Eh, głupstwo — odparł, śmiejąc się wesoło. — Gołębska zrobi z nim co zechce.
— A jeżeli panna Gołębska nie zechce się w to wdawać?
— Jeszczeby też!... Przecie to w naszym wspólnym interesie.
— W waszym wspólnym?
— No tak, w interesie przedsiębiorstwa — tłómaczył się skwapliwie. — W interesie całego towa-