Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

wspominać mu już nigdy o jego francuskiem pochodzeniu. Był Argentyńczykiem i wszyscy naraz jęli się unosić nad wspaniałością jego ojczyzny i wszystkich narodów Ameryki Południowej, gdzie mieli swoje interesa i filje, przesadzając ich znaczenie, jak gdyby to były wielkie potęgi, zastanawiając się z przejęciem nad czynami i słowami ich politycznych osobistości, dając do zrozumienia, że w Niemczech wszyscy troszczą się o ich przyszłość, przepowiadając każdej z nich bez wyjątku wielką chwałę i świetność, niby odbicie chwały i świetności Cesarstwa, o ile będą się one garnąć pod skrzydła wpływów giermańskich.
Pomimo tych nadskakiwań Desnoyers nie pojawił się z dawną gorliwością w palarni o godzinie pokera. Pani Radczyni udała się do swojej kajuty wcześniej niż zazwyczaj. Blizkość równika przyprawiała ją o nieprzezwyciężoną senność i nie pozwalała jej towarzyszyć małżonkowi przy kartach. Juljan ze swojej strony miał jakieś tajemnicze zajęcia tak, że dopiero o północy wszedł do palarni z pośpiechem człowieka, który pragnie być widzianym, by uniknąć podejrzeń, i, mówiąc głośno, usiadł obok męża i jego towarzyszy. Partja skończyła się właśnie i raczono się obficie piwem i grubemi Hamburskiemi cygarami, na cześć tych, co wygrali. Była to godzina wynurzeń germańskich, serdeczności koleżeńskich, ciężkich i powolnych żarcików i tłustych anegdotek. Radca przewodniczył z całą majestatycznością tym utarczkom przyjaciół, mądrych kupców z portów hanseatyckich, korzystających z wielkich kredytów w Deutsche Bank, lub detalistów