Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

rzający się z mgieł ten pochód Dreadnought'ów, sprawiających wrażenie jakichś przedhistorycznych, morskich potworów Desnoyers zdał sobie sprawę z potęgi Wielkiej Brytanji. Parowiec niemiecki przesunął się pomiędzy niemi zmalały, spokorniały, przyśpieszając chód.
— Powiedziałby kto — pomyślał młodzieniec — że ma sumienie nieczyste i chce umknąć.
Tuż przy nim, jakiś Południowy Amerykanin żartował z niemieckim pasażerem:
— Gdyby już wojna była wypowiedziana pomiędzy niemi a wami. Gdyby nas tak wzięto do niewoli!
Po południu weszli do przystani Southampton. „Friedrich August“ okazał ten sam pośpiech opuszczenia portu. Wszystko odbyło się z zawrotną szybkością. Cargo było olbrzymie, zarówno pasażerów jak i ładunków. Dwa przepełnione parowce przybiły do bortu Trasatlantyka. Nawała Niemców przebywających w Anglji zalała pokład z radością tych, którzy stanęli na gruncie przyjaznym i pragną znaleźć się jaknajprędzej w Hamburgu. Poczem parowiec pomknął Kanałem z szybkością niezwykłą w tych stronach.
Ludzie zgromadzeni przy bortach czynili uwagi na temat nadzwyczajnych spotkań na tym morskim bulwarze; uczęszczanym zazwyczaj przez parowce pokojowe. Na horyzoncie błąkały się dymy, pochodzące od eskadry francuskiej, wiozącej prezydenta Poincaré, wracającego z Rosji. Alarmujące pogłoski przerwały jego podróż. Potem ujrzano więcej okrętów angielskich, krążących dokoła brzegów niby psy groźne i czujne.