Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

sięwzięć. Czuł się silnym z zuchwałością i pewnością siebie, jakich nigdy nie znał w starym świecie. „Jestem do wszystkiego“ mawiał — „niech mi tylko dadzą czas, żebym się wyćwiczył“. Służył nawet wojskowo, on, który uciekł z ojczyzny, żeby nie nosić karabinu i otrzymał ranę w jednej z konnych utarczek pomiędzy „białymi“ a „kolorowymi“ Wschodniej Riviery.
W Buenos Ayres powrócił do zawodu kamieniarza. Miasto zaczęło się przeobrażać, porzucając wygląd dużej wsi. Desnoyers spędził kilka lat, przyozdabiając salony i fasady. Była to egzystencja pracowita, sedenteryjna i umiarkowanie popłatna. Ale pewnego dnia sprzykrzyły mu się te powolne oszczędności, mogące doprowadzić kiedyś w najlepszym razie do skromnego mająteczku. On zaś przybył do Nowego Świata, żeby się zbogacić jak tylu innych. I w dwudziestu sześciu leciech rzucił się znowu w wir awanturniczego życia, porzucając miasta, pragnąc wyrwać pieniądze z wnętrzności drzemiącej przyrody. Przedsięwziął uprawę roli w lasach Północnych, ale szarańcza zniszczyła jego pracę w ciągu kilku godzin. Był handlarzem bydła, obiegając z dwoma tylko pomocnikami stada wołów i mułów, które przeprowadzał z Chilli lub Boliwji przez zaśnieżone pustynie Andów. Stracił w tem życiu całą świadomość czasu i przestrzeni, przedsiębiorąc trwające miesiącami wędrówki wskroś nieskończonych równin. Wielokrotnie czuł się blizkim zrobienia wielkiego majątku i tyleż razy tracił go od jednego zamachu w nieszczęśliwej spekulacji, I w jednej z takich chwil ruiny i nieszczęścia, mając już