trzydzieści lat przyjął służbę u bogatego hodowcy bydła Juljana Madariagi.
Znał tego wiejskiego miljonera, z jego zakupów bydła. Był to Hiszpan, który przybył tutaj bardzo młodym, przystosował się chętnie do miejscowych obyczajów i żył jak gaucho, nabywszy olbrzymie posiadłości. Powszechnie nazywano go Galijczyk Madariaga, z powodu jego narodowości, aczkolwiek urodził się w Kastylji. Wieśniacy dodając przez uszanowanie przydomek do nazwiska, mówili o nim Don Madariaga.
— Towarzyszu — rzekł pewnego dnia do Desnoyers'a w przystępie dobrego humoru, co u niego było rzadkością — doświadczyłeś wielu przeciwności. Brak srebra śmierdzi z daleka. Czemu upierasz się przy tem psiem życiu? Wierzaj mi, gabacho[1] pozostań tutaj. Ja się starzeję i potrzebuję człowieka.
Gdy Francuz przystał do Madariagi, właściciele najbliższych posiadłości, mieszkający o piętnaście lub dwadzieścia mil od tamtego, zatrzymywali na drogach nowego pomocnika, żeby mu przepowiadać wszelkiego rodzaju nieszczęścia.
— Nie wytrzymasz pan tu długo. Z Don Madariaga nikt do ładu nie dojdzie. Straciliśmy rachubę jego zarządców. To jest człowiek, którego albo trzeba zabić, albo porzucić. Niedługo pan stąd zwieje.
Desnoyers przekonał się wkrótce, że było trochę prawdy w tych pogadankach. Madariaga miał charak-
- ↑ Gabacho, nazwa dawana mieszkańcom niektórych okolic Pirenejów lub poprostu Francuzom. Wymawia się gawaczo (przyp. tłum).