Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

ter wprost nieznośny, ale polubiwszy Francuza hamował się jakoś, żeby mu zbytnio nie dokuczać.
— To perła, ten gabacho — mawiał, jakby usprawiedliwiając swoją ustępliwość. — Lubię go, bo jest bardzo rozważny. Podobają mi się tacy ludzie.
Sam Desnoyers nie wiedział dokładnie, na czem polegała ta jego rozwaga, którą się tak jego chlebodawca zachwycał; ale doznawał pewnej dumy, widząc go dokuczliwym w stosunku do wszystkich, nawet do własnej rodziny, podczas gdy mówiąc do niego, przybierał ton ojcowskiej gderliwości.
Rodzina składała się z żony Misia (przekręcone z Missis pan) Petrony, którą nazywał „chinką“ i dwóch córek, już dorosłych, które kształciły się na pensji w Buenos Ayres, ale wróciwszy do domu odzyskały w części pierwotne prostactwo. Majątek Madariagi był olbrzymi. Od samego przyjazdu do Ameryki osiedlił się na wsi, kiedy biali nie odważali się jeszcze mieszkać po za obrębem miast, z obawy dzielnych Indjan. Pierwsze pieniądze zarobił jako odważny handlarz, przewożąc towary na wózku z osiedla do osiedla. Zabijał Indjan i dwa razy był ranny; spędził czas jakiś w niewoli u nich i wkońcu zaprzyjaźnił się z jednym z krajowców. Za to, co zarobił, skupował ziemię, ile się dało, najwięcej ziemi, poświęciwszy się wyłącznie hodowli bydła, które musiał bronić z karabinem w ręku od piratów z prerji. Potem ożenił się ze swoją „chiną“ młodą metyską, która chodziła boso, ale od rodziców otrzymała rozległe grunta. Ci żyli w ubóstwie prawie dzikiem na swoich posiadłościach, które z tru-