Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

la, pomimo opalonej twarzy i rąk, rosnąca marsowość jego wąsów, sprężystość, z jaką dosiadał konia, wygląd trubadura, gdy tenorowym głosem śpiewał jakąś rozkoszną romansę ze słowami, jakich nie rozumiała; wszystko to pociągało ją coraz bardziej.
Pewnego wieczora przed kolacją nie mogła się powstrzymać i rzekła z gorączkowem uniesieniem, jak gdyby oznajmiła jakieś ważne odkrycie:
— Papo, Karl jest szlachcicem. Pochodzi z wielkiego rodu.
Hodowca machnął ręką obojętnie. Inne sprawy zaprzątały go w owych dniach. Ale po wieczornym posiłku miał potrzebę wyładowania złości, która w nim hartowała od ostatniej wycieczki do Buenos Ayres i przerwał śpiewakowi:
— Słuchaj no, Niemiaszku; co tam naplotłeś dziewczynie o twojem szlachectwie i innych bredniach?
Karl powstał od fortepjanu i wyprężył się służbiście, żeby odpowiedzieć. Pod wpływem śpiewu było coś w jego postawie co przypominało Lohengrina, w chwili gdy odsłaniał tajemnicę swego życia. Jego ojciec był generałem von Hartrott, jedynym z drugorzędnych dowódców na wojnie 1870 roku. Cesarz wynagrodził jego usługi, uszlachcając go, Jeden z jego stryjów był poufnym doradcą króla pruskiego. Jego starsi bracia służyli w uprzywilejowanych pułkach. On sam porzucił szablę jako porucznik.
Madariaga przerwał mu, zmęczony takiemi świetnościami.