wiele z pomiędzy nich w zupełnie niezrozumiałych dla Argensoli językach, skupywane po nizkich cenach w księgarniach „okazyjnych“ i w skrzynkach bukinistów, mieszczących się na parapetach Sekwany. Tylko taki człowiek, który posiadał „klucz języków“ mógł nabywać podobne tomiska. Jakaś atmosfera mistyczna, nadludzkich wtajemniczeń, dociekań nietkniętych przez wieki zdawała się unosić nad tymi stosami murszejących szpargałów. A wśród nich ukazywały się zgoła inne: w czerwonych, płomiennych okładkach, broszury propagandy socjalistycznej, we wszystkich Europejskich językach oraz dzienniki, istne zatrzęsienie dzienników o tytułach, trącących rewolucją.
Czernow nie lubił widocznie rozmów i wizyt. Uśmiechał się zagadkowo poprzez swą żółtą brodę, i mruczał coś nie wyraźnie, aby co prędzej pozbyć się natręta. Ale Argensola posiadał sposób ugłaskania tego północnego niedźwiedzia. Dość mu było przymrużyć oko z wymownem:
— Idziemy?
I obaj zasiadali na sofie u Juljana lub w kuchni, należącej do pracowni, przed butelką pochodzenia z Avenue Victor Hugo. Cenne wina don Marcelego rozwiązywały trochę język Rosjanina. Ale i przy tej pomocy Argensola niewiele co wiedział o życiu nowego przyjaciela. Czasem ten napomykał coś o Jaures'ie i innych socjalistycznych mówcach. Innym razem znów wspominał Syberję, nadmieniając, że przebył tam sporo czasu, Ale nie lubił mówić o tym dalekim kraju,
Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.