Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 03.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Na szczęście „Romantyczka“ wyjechała wpierw, nim ta niechęć przybrała wyraźniejsze kształty. Już i tak spędzała wieczory poza domem; a powróciwszy, powtarzała zapatrywania i wieści swoich przyjaciół, nieznanych rodzinie.
Don Marceli piorunował na szpiegów, kryjących się w Paryżu. W jakim tajemniczym świecie bywała jego szwagierka?
Nagle ta, oświadczyła, że wyjeżdża nazajutrz zrana. Miała pasport do Szwajcarji, a stamtąd dostanie się do Niemiec. Należało już powrócić do swoich... Dziękuje bardzo za dobroć, jaką jej okazała rodzina.
Desnoyers pożegnał ją ironicznie: ukłony Hartrottowi; rad będzie odwiedzić go kiedy w Berlinie.
Pewnego dnia zrana, donja Luiza zamiast iść do kościoła na placu Wiktora Hugo, skierowała się na ulicę de la Pompe, powodowana myślą odwiedzenia pracowni. Zdawało jej się, że w ten sposób zetknie się z synem. Była to przyjemność nowa, żywsza, niż patrzeć na jego fotografję, lub czytać ostatni jego list.
Spodziewała się też zobaczyć z Argensolą, przyjacielem dobrej rady. Wiedziała, że mieszka w dalszym ciągu w pracowni. Dwukrotnie był u niej, jak zawsze kuchennemi schodami, ale jej wtedy nie było w domu.
Gdy wsiadła do windy, serce jej biło mocno oczekiwaniem i niepokojem. Przyszło jej na myśl, że czegoś podobnego doznawać muszą „kobiety lekkie“, gdy po raz pierwszy wykroczą przeciw swoim obowiązkom.