Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/102

Ta strona została skorygowana.
98

— Ale pan Wejwara może temu także nie winien, staruszku! — wtrąciła pani!
— To właśnie najgorsze, że temu nikt nie winien, Betty, że na nikim gniewu wylać nie mogę. Sam temu jestem winien, dyabeł mi w uszy nagwizdał. Czyż mi tego było potrzeba? Mundur za trzydzieści reńskich, i błąkam się w nim po górach i dołach. Spojrzyj na moje nogi, to jest żywe mięso! I bez mała byłby mnie zaprowadził do Libercy! Zgorzkniał on mi ten Wejwara.
I nagle jakby sobie coś przypomniał, obrócił się mistrz i dodał:
— A powiedz mi, Betty, jak się ten Wejwara dostał do nas? Co wy z nim macie? Dlaczego tu chodzi? Poco się lepi do nas?
Pani patrzyła przez chwilę na Kondelika. Pytanie to ją stropiło, zadziwiło.
— Ależ, staruszku — mówiła łagodnie, ażeby tatki jeszcze więcej nie pogniewać — co my z nim mamy? Czy sam go nie zaprosiłeś? I czy to jakie nieszczęście, że się z nami zapoznał? Młody, przyzwoity mężczyzna, urzędnik magistratu... Ale o to wszystko teraz nie chodzi, staruszku, pogadamy, gdy będziesz w lepszym humorze. Teraz się ładnie rozbierz, włóż sobie nogi w kubeł i połóż się. To ci pomoże.
— Tak, Betty, tak — przyświadczał mistrz Kondelik, który nagle upadł na duchu i czując się niezmiernie chorym, rzekł:
— Niech mi Kasia da kubełek, a ty mi uściel łóżko. Jakże chętniebym już leżał!
Kasia, która powróciła z kilku szklanicami pil-